Bornus Consort - O Niebezpieczeństwie Żywota Człowieczego - Pieśni Cypriana Bazylika (1535-1600)
Opis
- Dobrotliwość Pańska - 4:42
- Nabożna piosnka - 4:04
- Oratio Dominica - 2:12
- Pieśń nowa, w której jest dziękowanie - 8:16
- Psalm LXX W tobie, Panie, nadzieję mam - 5:11
- Psalm LXXIX Panie Boże wszechmocny - 10:09
- Psalm CXXVII Wszytcy są błogosławieni - 4:14
- Psalm CXXIX Z głębokości grzechów moich - 5:27
- Pieśń o niebezpieczeństwie żywota człowieczego - 5:09
- Pieśń nowa krześcijańska - 11:53
Bornus Consort:
Robert Lawaty - cantus
Robert Pożarski - altus
Marcin Bornus-Szczyciński - tenor
Cezary Szyfman - tenor
Mirosław Borczyński - bas
Stanisław Szczyciński - bas
Cyprian Bazylik z Sieradza, urodził się ok.1535 roku. Data urodzin jest niepewna. Również o jego życiu wiemy niewiele. Wiemy, że w młodości zwany był teologiem (może myślał o stanie duchownym?), że opłakiwał śmierć Wacława z Szamotuł, że większość życia pozostawał w służbie Radziwiłła Czarnego, znanego protektora kalwinizmu na Litwie. Zmarł około roku 1600. Jego dzieła zachowały się głównie w kancjonałach puławskim i zamojskim.
Nad pieśniami Cypriana Bazylika pracowaliśmy z przerwami niemal od początku istnienia zespołu Bornus Consort. Kilkuzwrotkowe fragmenty pieśni zaśpiewaliśmy w Sieradzu, rodzinnym mieście Bazylika, w czasie naszej pierwszej podróży artystycznej. Dwa lata później wykonaliśmy jego Opera Omnia - dzieła wszystkie. Zafascynowani bardzo dobrym rzemiosłem kompozytorskim autora, dokonywaliśmy w dalszym ciągu arbitralnego wyboru fragmentów tekstu. Po prostu nie wiedzieliśmy, że wtedy, w XVI stuleciu i prawie aż do naszych czasów, śpiewało się te pieśni wyłącznie w całości. Tego nauczyliśmy się znacznie później, dzięki współpracy ze śpiewakami tradycyjnymi.
Marzeniem każdego muzyka, jest w czasie wykonania utworu zatrzymać czas. Sprawić, aby słuchacz był początku do końca zafascynowany dziełem i żałował, gdy pieśń kiedyś się skończy. Z reguły muzyk nie dowierza zbyt dużej liczbie zwrotek. Zatem część z nich usuwa, a przy wykonywaniu pozostałych wymyśla mniej lub bardziej zaskakujące zmiany, a to w sposobie aranżacji instrumentalnej i harmonizacji, a to w wariantach melodii, to znów w różnicowaniu dynamiki i nastroju. Mimo tych zabiegów, efekt zatrzymania czasu udaje się osiągnąć niezwykle rzadko. To, co dla śpiewaka zawodowego bywa sporadycznie spełnionym marzeniem, to dla śpiewaka tradycyjnego jest codziennością i oczywistością. Mistrz śpiewu tradycyjnego już od pierwszej nuty jest świadomy integralności formy i spokojnie oczekuje, w jaki sposób pieśń będzie działać w uczestnikach. Śpiewa tak, jak każe mu tradycja, a nie aby schlebiać gustom słuchacza. To mu daje pewność słuszności własnego sposobu śpiewania, tempa, barwy głosu. Jest depozytariuszem tradycji, człowiekiem na właściwym miejscu. Nikogo nie naśladuje. Śpiewa tę pieśń jakby śpiewał ją po raz pierwszy w życiu. Ma świadomość, że czas poświęcony śpiewaniu pieśni jest czasem błogosławionym. Każdą następną zwrotkę rozpoczyna z taką samą energią. Nie męczy się śpiewem i nigdy nim się nie nudzi. Śpiewając, raczej trwa, niż działa. Po zaśpiewaniu całej pieśni jest już innym człowiekiem.
Będąc świadkami takich wykonań, także i my zaczęliśmy śpiewać wszystkie zwrotki nawet najdłuższych pieśni. Wreszcie zaufaliśmy pieśni i dziś nie wyobrażamy sobie, że moglibyśmy którąś ze zwrotek pominąć. Autor tekstów bazylikowych pieśni - Jakub Lubelczyk - wykorzystywał w swoich konstrukcjach zabiegi formalne. Dwie z pieśni są np. akrostychami, gdzie kolumna pierwszych sylab lub liter kolejnych strofek tworzy dodatkowe znaczenia: jeden z tekstów jest w ten sposób dedykowany pewnej damie, w drugim zaś w taki sposób podpisuje sie sam autor. Jakiekolwiek skróty tekstu akrostych po prostu unicestwiają.
Przez te lata zasadniczo zmieniło się także nasze podejście do warstwy muzycznej pieśni Bazylika. Teraz, na co dzień pracujemy niemal wyłącznie nad monodią, czyli sztuką śpiewu jednogłosowego. Odkryliśmy w pojedynczej melodii niemal nieznane współczesnej kulturze zachodniej napięcia i rafinacje, jakich próżno szukać w hałasie współbrzmienia wielu głosów. Kiedy, bogatsi o nowe doświadczenia monodii średniowiecznej, powracamy teraz do renesansowych kompozycji wielogłosowych, otrzymujemy zupełnie nowy kształt dzieła. Widzimy już, że kompozycja renesansowa to nie ciąg czystych akordów, jak wmawiała nam obowiązująca do dziś w Europie szkoła wykonań muzyki renesansowej. Renesans przejął w spuściźnie średniowiecza przede wszystkim doskonale zachowaną sztukę prowadzenia melodii poszczególnych głosów od cantus firmus aż do ostatniego głosu kontrapunktu. Dziś więc polifonię postrzegamy jako sumę wolnych melodii. Głosów jednoczesnych, często samych w sobie znakomitych monodii, które nawet śpiewane samodzielnie brzmiałyby już doskonale. Ale tu jeszcze dodatkowo syntetyzują się na samym końcu tego procesu w specyficznej przestrzeni wielogłosowości. Takie podejście pozwala zrealizować się śpiewakom, którzy mogą używać swoich własnych, indywidualnych środków prowadzenia melodii, zgodnie ze swoją najlepszą wiedzą, doświadczeniem i pomysłowością. Koniec z rzekomą prostotą renesansowych melodii!
Renesans polski to bardzo ciekawe i wyjątkowe miejsce na mapie ówczesnej Europy, wykrwawiającej się w wojnach religijnych. Powszechna wzajemna nienawiść katolików i protestantów skutkowała sztucznym podziałem także języka sztuki: na skomplikowany i kunsztowny katolicki i programowo uproszczony protestancki. Polska muzyka tego czasu jest wolna od konieczności stosowania takich podziałów. Kompozytorzy tacy jak Wacław z Szamotuł czy Cyprian Bazylik mogli syntetyzować doświadczenia piękna tradycyjnego motetu katolickiego i protestanckiej przejrzystości formy z zastosowaniem języka polskiego na czele. Ci luminarze polskiej myśli, literatury, teologii i muzyki rozumieli Reformację znacznie bardziej jako reformę Kościoła Powszechnego, niż jako estetyczne narzędzie li tylko protestantyzmu. Blisko nam do tak tolerancyjnej wizji polskiej kultury czasu Wacławów i Cyprianów.
Kancjonał Zamojski, z którego skorzystaliśmy, nie jest zbiorem utworów liturgicznych. Jest religijną muzyką domową, ściślej rzecz biorąc, dworską, śpiewaną przez muzyków zawodowych, członków rodziny, najbliższe otoczenie i gości, ku ożywieniu duchowemu. Śpiewaną albo słuchaną, bowiem to, czy śpiewano czy słuchano nie miało żadnego znaczenia. Muzycy śpiewali zawsze te pieśni 'w imieniu' słuchających, którzy zaśpiewać akurat nie mogli lub nie potrafili. Słuchając czy śpiewając, wszyscy rozważają wspólnie tekst, a swą dobrowolną obecnością, akceptują te formę wspólnego przeżycia. I bez różnicy, czy dzieje się to w domu, czy przy stole, czy w kościele, czy w świątek, czy w piątek - jak to napisał współczesny Bazylikowi Adam Michna w przedmowie do Lutni Czeskiej.
Marcin Bornus-Szczyciński i Bornus Consort (tekst pochodzi z książeczki dołączonej do płyty)
Nagrano w kościele św. Wojciecha w Poznaniu, 1998
wydawca: Multikulti Project 2007
format: CD, digipack